Lipcowe warsztaty projektu EKDUS
Pierwszy tydzień lipca. Krępsko, wioska w środku płaskiej przestrzeni między Goleniowem a Zalewem Szczecińskim. W środku wioski szkoła podstawowa z ładną halą sportową, w środku szkoły uczestnicy warsztatów EKDUS, zatytułowanych „2192: dokąd rośniemy”.
Czy da się w ogóle myśleć i działać w takiej perspektywie, przyjmując za horyzont swojej aktywności i – przede wszystkim – odpowiedzialności, dystans siedmiu pokoleń? W dynamicznie modernizującym się i pełnym zagrożeń świecie tak odległa przyszłość wydaje się czymś „nie do pomyślenia”, a jednak nieuchronnie zależy ona od naszego „teraz”. Celem warsztatów było budowanie wrażliwości na wspólnotę pokoleń i dziedzictwa, dawanie myśleniu i działaniu, duszy i ciału – narzędzi i sposobów budowania żywej relacji z tymi, którzy odeszli, i tymi, którzy nadejdą.
Zaczęło się od „Archeologii snów” – zajęć z psycholożką Katarzyną Pojawą. Uczestnicy warsztatów uczyli się otwierania na innych, gotowości na spotkanie, wsłuchiwania się w inne języki, inne bóle. Praca zbiorowa i w małych grupach, uruchamianie pomysłowości, spotkanie z własnymi i cudzymi emocjami. Za co możemy być wdzięczni przodkom sprzed dwustu lat? To pytanie może być – na przykład – źródłem pokory. Za co nam będą chcieli podziękować nasi potomkowie za następnych dwieście lat? To pytanie – przede wszystkim – uruchomiło marzenia.
Po tym trudnym wstępie, który wrzucił nas w środek czegoś nowego, gotowi byliśmy udać się w podróż drogami refleksji i języka, natury i sztuki, zmysłowych doznań i ekspresji. W tej podróży uczestnikom warsztatów towarzyszyli prowadzący zajęcia: Wojciech Czaplewski („Myśli i słowa”), Jacek Hałas („Pochwała niekonieczności”), Daniel Jacewicz i Olivier Jost (chyba można tę podróż zatytułować „Od zmysłów do teatru”). Zajęcia odbywały się na szkolnych korytarzach, w przestrzeni Krępska, w hali sportowej, w świetlicy szkolnej, w nocnym deszczu na leśnych ścieżkach. Poznaliśmy, jak bardzo wyłączenie jednego zmysłu – wzroku – uwrażliwia pozostałe i jak uczy zaufania. Przewędrowaliśmy długą drogę jak ślepcy, by potem wyrazić to doświadczenie za pomocą symbolicznego odtworzenia, w ten sposób na własnej skórze doznaliśmy, jak jednostkowe zdarzenie staje się rytuałem, natura – kulturą. Nakarmieni poezją i filozofią tworzyliśmy nowe teksty, nowe słowa, języki innych światów – być może tych, które nastaną w przyszłości. Nocny lot przez deszcz i las był bardziej spotkaniem z sobą samym niż z przyrodą (a może ja – teraz, na deszczu w lesie – jestem deszczem i lasem?). Po krótkim śnie szansa na powitanie dnia medytacją w ruchu pod kierunkiem Oliviera. Dźwięki fletów, bębnów, liry korbowej… Taniec, który uwalnia, zaprasza do spotkania z samym sobą, z drugim człowiekiem, z obcym, z tym, który dopiero się narodzi. I odkrywany w głębi siebie dźwięk – być może należący bardziej do historii świata i gatunkowej wspólnoty istot ludzkich niż do mnie, śpiew wcześniejszy i późniejszy niż słowo.
Czas do syta napełniony zajęciami, ale też wspólne posiłki, wspólne spania na gimnastycznych materacach, wieczorne śpiewy, opowieści i wiersze; dwu- pięcio- i dziesięcioosobowe spotkania, rozmowy, dzielenia się sobą.
Wreszcie ostatni dzień, środa, samo południe – po czasie mierzenia się z napięciem i destrukcją, rozpraszaniem i gromadzeniem, refleksją i tworzeniem – czas prezentacji. W szkolnej hali sportowej grupy Jacka Hałasa, Daniela Jacewicza i Wojciecha Czaplewskiego spotkały się w improwizowanym spektaklu, dając świadectwo doświadczeniu tych trzech dni. Ciało i ruch, rytuał i dźwięk z głębi trzewi (a może z wnętrza ziemi?) splotły się z językami z przyszłości, o której marzymy i która nas przeraża. Nagle słowa Mickiewiczowskiej „Inwokacji” – w środku dramatycznego konfliktu tradycji i awangardy, pamięci i rewolucji. I na koniec osobiste spotkanie ze śmiercią (bo w 2192 prochem jeno będziemy), ze śmiercią, która nie odbiera nadziei na tworzenie i sens.
Warsztaty zakończyła rozmowa – uczestnicy, którzy przecież przybyli tu po coś – dzielili się refleksją na temat „co z tych warsztatów ze sobą zabieram”. Każdy coś zabrał. Każdy coś innego. Ważne, że większość z nas znalazła tu jakąś wartość. Czasem odkrytą w sobie, częściej – w relacji z innymi. I że widzimy możliwość przełożenia doświadczeń tych trzech niezwykłych dni na przyszłe formy działania, na przyszłe aktywności w naszej pracy z ludźmi.
Wojtek Czaplewski